Z całego serca
Katarzyna Leżeńska • Ewa Millies-Lacroix
Prószyński i S-ka
wrzesień 2006
Gruner+Jahr
styczeń 2006
Prószyński i S-ka
październik 2004
Fragment 3
Paweł Radczyński, pogwizdując, wraca do swego nowego mieszkania. Tylko on wie, co czuł, pierwszy raz w życiu manewrując na wąskiej uliczce Saskiej Kępy furgonetką kolegi. Fakt, że piękna kobieta wzięła go za nierozgarniętego wozaka, to i tak nic, w porównaniu z tym, co przetoczyło się przez jego życie i z czego się powoli wydobywa. Że powoli i raczej na tarczy niż z tarczą, to nic. Grunt, że o własnych siłach.
Matka kolegi ze szkoły podstawowej, zajmująca parter domu przy Berezyńskiej, właśnie przeprowadziła się do syna. Dom był niegdyś ozdobą ulicy, ale ostatnią inwestycję poczyniono w nim pewnie na początku lat siedemdziesiątych. Amatorskie malowanie poprawiło nieco stan wnętrza, ale przecież to i tak prowizorka. Jak wszystko w życiu Pawła od pół roku. Wszystko z wyjątkiem ukochanej pracy. Paweł jest cenionym kardiologiem, specjalistą od serc. Cudzych, rzecz jasna.
W domu na razie wystarczy mu duży materac w sypialni. Nie, nie, bez przesady, kuchnia i łazienka jest bez zarzutu, a do pstrokatej kanapy w salonie, którą uszczęśliwiła go właścicielka domu, z czasem się przyzwyczai.
Paweł spogląda na zegarek.
– Nie spodziewałem się, że tak sprawnie to pójdzie – mówi zadowolony do zaprzyjaźnionego rehabilitanta, który pomaga mu w przeprowadzce.
– Mało gratów, żadna baba nie dyryguje...
Paweł podtrzymuje filozoficzny ton chłopaka
– Niby nie dyryguje, ale jak ja to teraz ogarnę?
Słychać trzask furtki i ciężkie kroki na schodach. To Marcin Radczyński, młodszy brat Pawła. Idzie jak somnambulik. Nie ma wątpliwości, że całą noc spędził na imprezie i że się nie oszczędzał. Dopiero przyszedł się oszczędzać. Pewnie dlatego, że brat prosił go o pomoc w przeprowadzce.
– Marcin, wiesz, która godzina? – Paweł jest wściekły, ale wita pojawienie się brata z wyraźną ulgą.
– Niech zgadnę. Za wczesna? Za późna? Zgadłem! – odpowiada Marcin mało przytomnie.
– Przez ciebie, pajacu, spóźnię się do szpitala!
– Jaki pajacu? – Marcin ziewa przeciągle.
– Miałeś tu być dwie godziny temu! Dobrze, że Olka mnie jakoś kryje.
– O tak, na Oli, jak na Zawiszy. – Marcin rozgląda się krytycznym okiem po mieszkaniu. – Co za koszmarny sen architekta? Zupełnie jakby ci to wybierała twoja żona ulubiona. To samo bezguście i pretensje. I ta dzielnica!
Paweł szuka czegoś po kartonach. A może tylko udaje. Nadal jeszcze każda wzmianka o Kindze wytrąca go z równowagi.
– Czego od niej chcesz?
– Od Kini? Niczego, czego i tobie życzę.
Przynajmniej w tej kwestii bracia zgadzają się ze sobą.
– Ja nie o niej. Co masz do dzielnicy?
– Do dzielnicy? Nic. Zdaje się, że gwałtownie obniżysz tu średnią wieku. – Marcin wygląda przez okno. Nie może nie dostrzec pięknego drewnianego domu. – A nie, sąsiedztwo niczego sobie, nawet zabytkowe. Towarzystwo pewnie też. Trudno. Ciesz się, że cię do grobu nie wpędziła.
– Przynajmniej będę miał spokój.
– A tak. Ja też będę miał spokój i gdzieś tu się spokojnie prześpię.
– Do matki nie jedziesz?
– W tym stanie?
– Będzie czekała.
– Spoko. Będzie myślała, że ci pomagam w przeprowadzce. Zjem obiad na podwieczorek. Cześć pracy. Dobranoc.
Paweł wzrusza ramionami i wybiega. Nie ma co, musi wziąć urlop od poniedziałku, bo nie da razy ze wszystkim.
Na szczęście taksówka czeka już pod domem. Za każdym razem, wsiadając do taksówki, Paweł zastanawia się, czy warto było aż tak unosić się honorem i zostawiać Kindze samochód. Przecież ona nawet nie ma prawa jazdy, bo – rzecz jasna – obie rączki ma lewe.
Poprzedni fragment
Następny fragment
Copyright © Katarzyna Leżeńska 2005–2024