Z całego serca
Katarzyna Leżeńska • Ewa Millies-Lacroix
Prószyński i S-ka
wrzesień 2006
Gruner+Jahr
styczeń 2006
Prószyński i S-ka
październik 2004
Fragment 8
– Mam dziś komunię córki! – powtarza Małgorzata po raz setny, w zakłopotaniu wygładzając zgniecenie na przybrudzonym żakiecie.
– Proszę się jeszcze zastanowić – lekarz nie ustępuje – kilka dni i byłaby pani porządnie przebadana.
– Rozumiem, ale dzisiaj to po prostu niemożliwe.
– Naprawdę robię to tylko na pani żądanie.
– Od jutra będę odpoczywać i pójdę do lekarza – uśmiecha się Małgorzata.
– Proszę nie lekceważyć tych skurczów dodatkowych. – Lekarz nie odwzajemnia jej uśmiechu. – Trochę za wcześnie na takie problemy.
Małgorzata dyga jak uczennica, odbierając plik dokumentów.
– Numer PESEL i książeczka zdrowia – zwraca się do niej rejestratorka.
– Książeczki nie mam, a dowód, już sekundę... – Małgorzata otwiera torebkę. Sięga i... w osłupieniu wyjmuje z niej puderniczkę Diora.
– Boże! To nie moja torebka!
– Oj, bo wybuchnie – próbuje żartować młodsza z rejestratorek, ale milknie zgromiona wzrokiem przez starszą.
– Musiało się coś komuś pomylić – mówi rejestratorka współczująco. – Mam nadzieję, że pani nie okradli.
– Nie wiem – szepcze Małgorzata, oglądając ze wszystkich stron elegancki portfelik z kartami kredytowymi. Zaczyna gwałtownie przeszukiwać torebkę. Ale nie, nie ma telefonu. Ani dokumentu z adresem!
– Przepraszam, czy mogłabym porozumieć się z mężem? – pokazuje wzrokiem aparat telefoniczny.
Rejestratorka z ociąganiem, ale w końcu przesuwa aparat w jej stronę. Bogu dzięki, że mają wyjście na komórki, myśli Małgorzata, czekając na połączenie, my w domu kultury już dawno nie mamy.
Artur odbiera po drugim dzwonku.
– Wszystko wiem. Będę za pięć minut – rzuca i wyłącza się.
Małgorzata nie wie wprawdzie, co wie Artur, ale oddycha z ulgą. Nie musi nic tłumaczyć pod czujnym okiem, a raczej uchem obu rejestratorek. Dziękuje machinalnie, wychodzi przed izbę przyjęć i równie machinalnie sięga do torebki po papierosa. No tak, tymczasem z całą pewnością nie zapali.
Nie zapali? Musi zapalić! Rusza energicznie w stronę pobliskiego kiosku. Trudno, zapłaci z pieniędzy nieznajomej. Musi zapalić, inaczej rozpłacze się na sam widok Artura.
Gdyby nie była aż tak skupiona na szperaniu, szukaniu pieniędzy, płaceniu, otwieraniu nowej paczki i – nareszcie – zaciąganiu się, być może zastanowiłaby się przez chwilę dlaczego fakt, że zemdlała pod kościołem, wywołuje w niej aż takie poczucie winy.
Artur podjeżdża jej prawie pod nos i może od razu wsiąść do samochodu. Kiedyś, w takich sytuacjach, wysiadał z samochodu, obchodził go i otwierał jeszcze drzwi od strony pasażera. Ale nie bądźmy drobiazgowi. Większość mężczyzn zapomina o tym mnie więcej po miesiącu romansu. Nieliczni zadają sobie jeszcze tę fatygę podczas uroczystości ślubnych, ale przecież nie po tylu latach...
– Przepraszam – mruczy Małgorzata, sadowiąc się na przednim siedzeniu.
– No coś ty. Dobrze, że tylko tak się skończyło – Artur patrzy na żonę z takim zaskoczeniem, że dociera do niej, co powiedziała.
Rozum ci chyba odjęło, myśli Małgorzata. O sobie, rzecz jasna. Za co przepraszasz? Że nie padłaś trupem na miejscu? Że nie dostałaś udaru ani zawału? Faktycznie. Co za nietakt! Jakieś skurcze dodatkowe. Małe miki w porównaniu z tym, że naraziłaś swoją-nie- swoją rodzinę na takie nerwy. I z całą pewnością małe miki w porównaniu z tym, co matka Artura mogła nagadać przy córce. Stara wiedźma! I to w stroju Królewny Śnieżki na zasłużonej emeryturze.
Kieszeń Artura rozbrzmiewa znienacka wiekopomnym przebojem Stonesów. Małgorzata przygląda się mężowi w zdumieniu, bo nigdy dotąd nie podejrzewała go o fascynację ustami Micka Jaggera. No i sama przecież ustawiała mu dźwięki w telefonie. Nawet się pokłócili, bo Artur nie życzył sobie żadnych melodyjek, uważając to za smarkaterię. Teraz szybkim ruchem przerywa połączenie, ale po chwili telefon znowu oznajmia donośnie, że "can't get no satisfaction".
– Nie odbierasz? – pyta w końcu Małgorzata.
– Przecież jadę. To z pracy.
Przy wjeździe na Ursynów telefon odzywa się ponownie. Tym razem swoim zwykłym sygnałem. Artur wyszarpuje w końcu komórkę z kieszeni, ale tylko po to, by ją wyłączyć.
Z pracy? W niedzielne popołudnie? Ciekawe, myśli Małgorzata. Ciekawe, kto może dawać, czy raczej aż tak nie dawać, satysfakcji Arturowi, że został wyróżniony specjalnym sygnałem?
Poprzedni fragment
Następny fragment
Copyright © Katarzyna Leżeńska 2005–2024