Z całego serca
Katarzyna Leżeńska • Ewa Millies-Lacroix
Prószyński i S-ka
wrzesień 2006
Gruner+Jahr
styczeń 2006
Prószyński i S-ka
październik 2004
Fragment 10
Port lotniczy senny niedzielą. Samoloty latają ciszej, a oczekujący pochowali się w domach i nakrywają do kolacji. Tylko na Nowy Jork czeka, jak zwykle, cierpliwy tłum zmęczonych krewnych.
Lotnisko imienia Fryderyka Chopina, dawniej Okęcie. Kto by pomyślał! Beznamiętne bary, sterylne toalety. Dekoracja wyjątkowo użyteczna. Dobrze tłumi śmiech i płacz. W takiej scenerii łatwiej sprowadzić dramaty do wejścia i wyjścia. Pożegnania i powitania bledną jak rumieńce pod luksusowym podkładem.
Gdzie te migotliwe, przyśpieszające bicie serca powieściowe dworce? Szyny jak niknące w dali ludzkie losy, splątane, nierozwiązywalne, namiętne, gorące? Stukot kół wymierzający nieodwracalne rozłąki, pożegnania. Czy w plastikowych oknach mogą odbijać się prawdziwe twarze bohaterów?
Zurych prawie pusty. Z Wiednia wysypało się tylko kilku biznesmenów. Aleksander Kranach przeszedł właśnie odprawę celną. Nie rozgląda się, przecież nikt na niego nie czeka. Niedbale pcha swój wózek bagażowy. Właściwie mógłby sam nieść walizkę. Obojętnie mija natrętny tłumek taksówkarzy oferujących swoje usługi. Z kieszeni lnianej marynarki wyjmuje telefon, włącza i odsłuchuje wiadomości. Metodycznie kasuje jedną po drugiej.
Będą tak dzwonili jeszcze ze dwa dni. Potem odpuszczą, zresztą, może nagra nowe powitanie, po polsku? To skutecznie odstraszy potencjalnych klientów. Nic go to nie obchodzi. Przynajmniej dzisiaj. Jest wreszcie w Warszawie. Wreszcie dotarł.
Aleksander wygląda na zewnątrz. Może papierosa? Och, świecie, ze swoim zakazem palenia! Nie masz większych problemów?
Uderza go majowe ciepło, choć słońce już zaszło. Jakiś napastliwy Włoch koniecznie chce wypytać go szczegółowo o warszawskie hotele. Przeprasza z roztargnieniem i wraca do hali. Kieruje się w stronę rent-a-car. Tuż przed wylotem potwierdzał rezerwację, żeby na miejscu uniknąć niespodzianek.
Bez pośpiechu podpisuje dokumenty, bierze kluczyki, rzuca urzędniczce pożegnalny uśmiech, który z całą pewnością będzie pamiętała do końca tygodnia. Odnajduje samochód na parkingu. Ładuje walizkę do bagażnika. Nie lubi japończyków, przez ostatnie lata prowadził je tylko podczas sporadycznych pobytów w Polsce, ale i przez te dni nie przynosiły mu szczęścia.
Aleksander uśmiecha się ironicznie.
Życzenia z całego serca
Tak wiele było między nami już
A jeszcze tyle ma się zdarzyć
Jest jedna droga, którą warto pójść
Spojrzenia Twoje – drogowskazy
Z całego serca życzę Ci
Spełnienia marzeń najskrytszych
Jest tyle piękna w słowie mym
Tyle barw, nagłych tęcz i słodyczy
Z całego serca życzę Ci
Uśmiechów Słońca na twarzy
I jak najwięcej jasnych chwil
W rozmowach wszystkich naszych
Nie pytaj dokąd nas prowadzi czas
Nie próbuj drogi naszej nazwać
Żyjemy chwilą, która dla nas trwa
Tak zapisane było w gwiazdach
Z całego serca życzę Ci
Spełnienia marzeń najskrytszych
Jest tyle piękna w słowie mym
Tyle barw, nagłych tęcz i słodyczy
Z całego serca życzę Ci
Uśmiechów słońca na twarzy
I jak najwięcej jasnych chwil
W rozmowach wszystkich naszych
Tekst: Andrzej Jastrzębiec-Kozłowski
Muzyka: Andrzej Zieliński
Wykonanie: Skaldowie
Rzeczywiście, tak jakby od wyjazdu piętnaście lat temu, kiedykolwiek szukał tu szczęścia! Uciekł stąd, gdzie pieprz rośnie, a te kilka wizyt w ciągu kilku lat tylko potwierdziły słuszność impulsywnej decyzji o wyjeździe.
A dzisiaj? Dzisiaj przyjechał, by w końcu spojrzeć w oczy swojej przeszłości. To wielka zmiana w życiu Aleksandra, który dotychczas gotów był przyjąć choćby trzyletni kontrakt na Spitzbergenie, byleby od niej uciec.
Podobno zmiana to postęp. Tyle że, jak każdy proces, jest trudna do ogarnięcia i w gruncie rzeczy niemożliwa do przewidzenia w swoich bliskich i dalekich skutkach. Tymczasem Aleksander Kranach należy do nie tak znów rzadkiego gatunku ludzi, którzy nie wychodzą z domu bez planu i nie wchodzą do sklepu bez listy zakupów. Teraz też przyjechał w jasno określonym celu.
Ciekawe jak długo uda mu się utrzymać w tym przekonaniu? Bo że los – jak to on – już zaciera ręce, to nie ulega wątpliwości. Czy ktoś, kto mija całującą się parę bez cienia uśmiechu, nie zasługuje na to, by go opętało w stylu, którego wyrzekł się jakieś piętnaście lat temu? W pięknym stylu.
* * *
Samotny podróżny, powracający do swojej przeszłości, potrafi odmienić niejedno, nie tylko w swoim życiu. Ale odmianę w życiu wielu bohaterów tej opowieści zapoczątkował już o wiele drobniejszy incydent: zamiana dwóch torebek. Przypadek? Roszada, którą każdy może wykonać tylko raz? Ruch, który może ale nie musi zmienić przebieg rozgrywki?
Dwie skórzane jasne torebki o tej porze leżą już znowu spokojnie na swoich miejscach i – jak to złośliwe przedmioty martwe – do końca pozostaną nieświadome swojej roli. Dwie identyczne torebki i upalny majowy dzień, który gaśnie już nad Warszawą. Czasami tyle wystarczy, by obudzić nadzieję na odmianę. Z pewnością tyle wystarczy, by odmiana nastąpiła bez naszej wiedzy i zgody.
Koniec rozdziału pierwszego
Copyright © Katarzyna Leżeńska 2005–2024